ność, ale nie wiedziałem, zkąd wezmę na to środków. Pewnego razu patrzę, a on wlecze tam swój stół, na którym ma wymalowane klawisze. — Chyba na tem się kończy, żo ty będziesz naszą służącą? — zażartowałem. Odpowiedział, że przyda nam się z pewnością — czyż chciałbyś, aby hrabina sama gotowała i nosiła wodę i drzewo?
— Nie — powiedziałem — ona nie będzie nic robiła, póki ja posiadam parę zdrowych rąk, któremi mogę pracować. On jednak upiera się przy swojem, że najlepiej się stanie, gdy będzie nas dwóch, wtedy ona będzie sobie mogła cały dzień spokojnie siedzieć i haftować. Utrzymuje on, że ja nie mam wcale pojęcia, ile usług potrzebuje takie małe kobieciątko.
— Mów dalej — rzekła majorowa. — To koi moje cierpienia. Sądziłeś więc, że twoja młoda hrabina będzie chciała mieszkać w nędznym domku?
Zdziwił go jej ton szyderski, ale mówił dalej:
— Ach, pani majorowo, nie śmiem przypuszczać, lecz byłoby tak pięknie, gdyby zechciała! Ztąd jest pięć mil do najbliższego lekarza. Ona, która ma taką lekką rękę i takie serce tkliwe, znalazłaby dość zajęcia w opatrywaniu ran i leczeniu gorączki. Przypuszczałem, że wszystkie matki znałyby drogę do tej delikatnej pani z robotniczego domku. Tyle jest nędzy pomiędzy ubogimi, której ulżyć mogą dobre słowa i serdeczne współczucie!
— A ty sam, Gösto Berlingu?
— Ja będę heblował i toczył. Muszę zarabiać na życie. Jeżeli moja żona nie będzie chciała pójść ze mną, będę musiał się z tem pogodzić. Chociażby
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/310
Ta strona została uwierzytelniona.
154