mi teraz ofiarowano wielkie skarby świata, nie skuszą mnie, chcę żyć z własnej pracy. Chcę odtąd żyć jako biedny człowiek między chłopami i wspomagać ich, o ile to będzie w mojej mocy. Potrzeba im kogoś, kto przygrywałby im na weselach i do zabawy, kogoś, kto pisałby im listy do synów bawiących w świecie, a ja to przecież potrafię. Ale muszę być ubogim, pani majorowo.
— Będzie to dla was smutne życie!
— O nie, pani majorowo, nie będzie, jeżeli nas będzie dwoje razem. Bogaci i weseli zarówno szukać nas będą, jak ubodzy. W domku naszym będzie panowała radość. Gości nie będzie to raziło, że w ich oczach będzie się urządzało przyjęcie, lub że będą musieli jeść z jednego talerza.
— I jakaż korzyść z tego będzie, Gösto? Cóż za wielki honor?
— Dość mi będzie honoru, gdy w kilka lat po mojej śmierci ludzie o mnie jeszcze będą pamiętali. Dość pożytku bym przyniósł, gdybym przed każdym domem zasadził kilka jabłek, gdybym nauczył grajka kilku melodyj dawnych naszych mistrzów, gdyby pastuch w lesie umiał sobie zaśpiewać kilka ładnych piosenek. Niech mi pani majorowa wierzy, pozostałem tym samym szalonym Göstą Berlingiem z dawnych czasów. Chłopskim grajkiem być mogę najwyżej — ale dość mi tego. Dużo złego muszę naprawić, lecz płacze i żale nie dla mnie. Chcę biedaków rozweselać — oto pokuta moja!
— Gösto, takie życie jest za marne dla człowieka z twojemi zdolnościami — rzekła majorowa — Daruję ci Ekeby.
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/311
Ta strona została uwierzytelniona.
155