— Ach, pani majorowo — zawołał przerażony. — Niech mnie pani nie wzbogaca! Niech mnie pani nie obarcza takim obowiązkiem! Niech mnie pani nie rozłącza z biednymi!
— Dam tobie i rezydentom Ekeby — powtórzyła majorowa. — Jesteś przecież bardzo dobrym człowiekiem i ludowi przynosisz błogosławieństwo. Powtórzę za matką moją: — Tę robotę możesz objąć teraz.
— Nie, pani majorowo, tego nie możemy przyjąć, my, którzyśmy tak nie umieli ocenić łaski pani majorowej i taką krzywdę jej wyrządziliśmy!
— Ale ja chcę wam dać Ekeby! Czyż nie słyszysz?
— Mówiła to głosem twardym, bez uprzejmości.
Opanowała go straszna trwoga.
— Niech pani nie wystawia starców na taką próbę, znowu staliby się lekkomyślnymi biesiadnikami. Biedni rezydenci! Co się też z nimi stanie, Boże!
— Dam ci Ekeby, Gösto, ale wzamian musisz mi przysiądz, że zwrócisz wolność swojej żonie. Nie dla ciebie taka wielka dama. Za dużo cierpiała tu, w tym dzikim kraju, tęskni do swojej ojczyzny słonecznej. Pozwól jej odjechać. Za to dam ci Ekeby.
Teraz uklękła i hrabina Eżbieta u łoża majorowej.
— Już nie tęsknię więcej. On, który jest moim mężem, rozwiązał zagadkę i znalazł sposób życia dla mnie. Nie mogę być surową i twardą, nie mogę mu wciąż przypominać skruchy i pokuty.
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/312
Ta strona została uwierzytelniona.
156