w przyległym pokoju, należy, ich zdaniem, do starej Ulryki Dillner.
A gdy dziecko takie karmione bajkami pośle się do spiżarni, położonej za ciemnym strychem po chusty lniane lub placek, biegną wtedy co tchu małe nożęta, jednym susem zbiegną ze schodów, przez sień i do kuchni. Na górze bowiem, w ciemności, przypomniały się dziecku wszystkie opowiadania, zasłyszane o niegodziwym dziedzicu Forsu, który zaprzedał dyabłu duszę.
Prochy złego Sintrama dawno spoczywają na cmentarzu w Svartsjö, nikt jednak wierzyć nie chce, aby dusza jego spoczywała w Panu, jak napisano na nagrobku.
Za życia swego był on jednym z tych, do których w dżdżyste popołudnia niedzielne zajeżdżała ciężka, w czarne konie zaprzężona karoca. Wysiadał z niej elegancki, czarno ubrany pan i pomagał dziedzicowi grą w karty lub kości umilać długo wlokące się godziny, które doprowadzały go do rozpaczy swoją jednostajnością. Partye przeciągały się do północy, a gdy nieznajomy odjeżdżał o świtaniu, zostawiał zawsze jakiś podarunek — zapowiedź nieszczęścia.
Tak, póki Sintram na świecie bawił, był jednym z tych, których przyjście oznajmiają duchy. A przed nimi zawsze biegną ostrzeżenia: to wóz turkoce na podwórzu, to bat trzaska, słychać głosy na schodach, brama sama się otwiera i zatrzaskuje. Na ten hałas zrywają się ze snu psy i ludzie — ale nikt się nie zjawia — to były tylko przepowiednie.
Ha! ci straszni ludzie, których nawiedzają złe
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.
34