Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.
38

żba. Tęskni do widoku uprzejmej twarzy i uśmiechniętych ust. A wyrazem tej rozpacznej tęsknoty ma być ta polka.
Ludziom tak trudno pamiętać o tem, że ona jest panią Sintramową — wszyscy nazywają ją, jak dawniej, panną Dillner. Dlatego polka ma wyrażać jej żal, iż dała się uwieść próżności, pragnąc tytułu mężatki.
Stara Ulryka gra, jak gdyby struny pozrywać chciała, bo wiele chce zagłuszyć: skargi zubożałych wieśniaków, przekleństwa wyzyskanych robotników, drwiny krnąbrnej służby, a nadewszystko wstyd, wstyd, że jest żoną złego człowieka.
W takt tych dźwięków tańczył Gösta Berling z młodą hrabiną Dohna, Maryanna Sinclaire tańczyła przy jej dźwiękach z licznymi swoimi wielbicielami i majorowa w jej takt pląsała, kiedy żył jeszcze piękny Altringer. Widzi ich sunących para za parą, pełnych młodości i urody. Prąd radości krążył od nich ku niej i od niej ku nim. Jej polka wywoływała rumieniec na ich licach i płomień w oczach. Teraz rozstała się z tem wszystkiem. A wiec niech brzmi polka; tyle, tyle wspomnień trzeba zagłuszyć!
Gra, aby pokonać strach. Serce jej omal nie pęknie z trwogi, gdy widzi owego psa, gdy słyszy służbę szepczącą o czarnych bawołach. Gra raz po razie polkę, aby uciszyć trwogę.
Nagle słyszy, że mąż powrócił... słyszy, jak wszedł do pokoju i usiadł w krześle bujającem. Zna tak dobrze ton skrzypiącej podłogi, że nie ma potrzeby się odwracać.