Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.
44

Sintram odpiął fartuch i pokazał Annie mężczyznę śpiącego na dnie sanek.
— Jest wprawdzie pijany — ciągnął dalej — ale cóż to szkodzi? Śpi spokojnie, zresztą to dobry znajomy, panno Stjaernhök — to Gösta Berling.
Anna się wzdrygnęła.
— Bo ja powiadam pani, kto swojego kochanka porzuca, sprzedaje go djabłu. W ten sposób ja dostałem się w jego szpony. Myśli się naturalnie, że działa się najlepiej, bo wyrzeczenie się jest dobre, a miłość pochodzi od szatana.
— Co pan przez to rozumie, o czem pan mówi? — pyta Anna głęboko wzruszona.
— Myślę, że panna Anna nie powinna była opuszczać Gösty Berlinga.
— To była wola Boska.
— Właśnie, właśnie, wyrzeczenie się to dobra, piękna rzecz, a miłość zła. Dobry Pan Bóg nie chce widzieć ludzi szczęśliwymi. Wysyła za nimi wściekłe wilki — ale przypuśćmy, panno Anno, że nie Pan Bóg je zesłał. Czyż nie mógłbym tego równie dobrze uczynić ja? mógłbym przecież swoje małe szare jagnięta sprowadzić z gór i wysłać je w pościg za młodym mężczyzną i młodą dziewczyną. A jeżelim to ja wysłał owe wilki, nie chcąc utracić jednego z tych, którzy do mnie należą? Jeżeli to wcale nie Bóg uczynił?
— Nie doprowadzi pan do tego, abym zaczęła wątpić — rzekła Anna słabym głosem — inaczej zginąćby mi przysło.
— Spojrzyj pani — powiedział Sintram, pochylając się nad śpiącym Göstą — przyjrzyj się pani