wierzyła mojej opiece? Mamże ją znów oddać w twoje ręce, aby zmysły postradała?
— No, no, spokojniej, panno Anno! Proszę się zastanowić. Tu jest młody, piękny mężczyzna, a tam stara, przeżyta baba. Jedno z dwojga mieć muszę. Kogoż mi pani użyczy?
Anna roześmiała się rozpaczliwym śmiechem.
— Czy pan Sintram będzie tu ze mną stał i targował się o dusze, jak się targuje konie na targu w Broby?
— Tak, właśnie tak samo. Ale jeżeli panna Anna woli, możemy tę sprawę załatwić w inny sposób. Możemy odwołać się do honoru Stjaernhöków.
To powiedziawszy, głośno wzywa swoją żonę, która siedziała w sankach i ku przerażeniu Anny, ta słucha wezwania, wysiada z sań i dygocąc i trzęsąc się, postępuje ku niemu?
— Ho, ho! posłuszna żona! — wykrzykuje Sintram. — Panna Anna nic nie może mieć przeciwko temu, że słucha swego męża? Teraz wyniosę Göstę z sanek i zostawię go tu. Na zawszę go zostawię, panno Anno — kto ma ochotę, może go sobie zabrać.
Pochyla się, aby Göstę podnieść, w tej chwili jednak pochyla się nad nim Anna tak, że prawie dotyka jego twarzy, przeszywa go spojrzeniem i syczy, jak wąż:
— Jedź do domu w imię Boże! Czyż nie wiesz, kto tam czeka na ciebie w krześle bujającem? Pozwolisz mu czekać na siebie tak długo?
Z przerażeniem spostrzega Anna, jak te jej słowa działają na niegodziwca. Pociągnął za lejce, zawrócił sanki i puścił się do domu, popędzając konia
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.
46