Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.
74

szy, widok ten jeszcze powiększył ów smutek. Uciekł coprędzej, aby go nie poznano, lecz nie mógł się oprzeć przeczuciu zbliżającego się nieszczęścia. Czyż rozmowa w salonie cudem jakimś sprowadziła tu tę kobietę? Nieszczęście nigdy nie chodzi samopas.
Wybiegła służba, rozpięto wory na nogi, odrzucono dery. Któż to zajechał? Czyż to rzeczywiście Marta Dohna, stara hrabina?
Była ona najweselszą i najlekkomyślniejszą z kobiet. Rozkosz światowa uczyniła ją swoją królową. Zabawy i rozrywki były jej poddanymi. Taniec, przyjemności i awanturki dostały się jej w udziale, gdy rozdawano przeznaczenia. Dobiegała pięćdziesiątki, ale należała do tych mądrych ludzi, którzy lat swoich nie liczą.
— Kto nóg do tańca, ust do uśmiechu poruszyć nie może — mawiała — ten jest stary, ten zna ciężar lat, nie ja.
W młodości jej radość nie zaznała niezamąconego spokoju na swoim tronie, ale niepewność i chwiejność czyniły wesoły żywot jej królewskiej mości jeszcze weselszym. Jej królewska mość ze skrzydłami motylemi dawała jednego dnia przyjęcie w komnatach dworu na zamku w Sztokholmie, tańczyła nazajutrz w Paryżu, odwiedziła obóz Napoleona, z flotą Nelsona przepłynęła morze błękitne, była obecną na kongresie wiedeńskim, w przededniu sławnej bitwy odważyła się wyprawić na bal do Brnkseli. A gdzie uciecha jakaś była przewidywaną, towarzyszyła jej nieodłącznie hrabina Marta. Tańcząc, bawiąc się, żartując, przebiegała świat. Czego ona nie widziała, czego nie przeżyła! Obtańcowy-