głowę zanurzał głębiej w futro i przysuwał się bliżej do pieca.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Siedzi tak samo zziębnięty, rozczochrany rankiem tego dnia, kiedy wieczorem ma być strzelanie na Wielkanoc. Wszyscy rezydenci wyszli, on sam siedzi w kącie pod piecem.
— Ach, stryju Krzysztofie! stryju Krzysztofie — czyż nie wiesz?
Rozkoszna wiosna nadeszła. Natura budzi się z ołowianego snu, a w błękitnych obłokach igrają wesoło uskrzydlone istoty. Tuż obok siebie, jak kwiaty na krzaku dzikiej róży, błyszczą w pośród obłoków. Jak gdyby tysiące dzwonów wydzwaniały, głoszą światu:
— Radość i wesele! Radość i wesele. Nadeszła rozkoszna wiosna!
Ale stryj Krzysztof siedzi bez ruchu i nic nie rozumie. Pochyla głowę na zesztywniałe palce i marzy o gradzie kul i o drzewie sławy, rosnącem na polu walki. Przed okiem jego duszy zakwitają róże i laury, nie potrzebujące pięknej, łagodnej wiosny.
Jakiż nieszczęśliwy ten biedny, samotny cudzoziemiec, siedzący w tem skrzydle rezydentów, bez drużyny, bez ojczyzny, nie słyszący dźwięku ojczystej mowy, którego czeka bezimienny grób na cmentarzu w Broby! Cóż on temu winien, że jest orłem, stworzonym do mordu i szerzenia śmierci?
— O, stryju Krzysztofie, dość już długo tonąłeś w zadumie! Ożyj, napij się życiodajnego nektaru! Wiedz, że dziś przybył list do majora, królewski