błyszczą trzy rzędy oświetlonych okien, wyobraża sobie, jak będą nalewali do kieliszków szampana, jak będą wznosili toasty, a Gösta Berling ogłosi swoje zaręczyny z roznosicielką mioteł.
Gdyby mogła znajdować się blizko niego i delikatnie położyć mu rękę na ramieniu, lub tylko spojrzeć na niego serdecznie, czyżby nie zawrócił z niebezpiecznej drogi? Skoro słowo z jej ust popchnęło go do tak rozpaczliwego czynu, nie powstrzymałożby go jej słowo również?
Wzdrygnęła się na myśl o niegodziwości, którą chce popełnić wobec tego biednego, nieszczęsnego dziecka, któremu pozwoli się kochać może jeden dzień tylko. A może — tu wstrząsnęła się jeszcze bardziej wobec zbrodni, którą popełniłby względem siebie samego... może zechce ją na wieki przykuć sobie jak kamień u szyi, aby duchowi swemu odebrać możność podniesienia się?
A gdy wszystko dobrze rozważyła, winną była ona. Ona potępieniem swojem wepchnęła go na tę drogę. Ona, która powinnaby błogosławić, uśmierzać, wplata jeszcze jeden cierń do cierniowej korony grzesznika — dlaczego?
Tak, teraz wie, co ma czynić. Każe zaprządz do sanek, przejedzie jezioro, wpadnie do sali w Ekeby, stanie naprzeciw Gösty Berlinga i powie mu, że nim nie pogardza, że nie wiedziała, co mówi, gdy go z domu wypędzała. Nie, czegoś takiego nie mogłaby uczynić — zmiesza się, nie będzie mogła słowa wydobyć z siebie. Jest przecież mężatką, musi być ostrożną. Podałaby powód do rozmaitych plotek. Ale jeśli tego nie uczyni — co się z nim stanie?
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/88
Ta strona została uwierzytelniona.
90