cie wielki stos z suchych gałęzi. On nam będzie przyświecał, płomień będzie widny zdaleka i sprowadzi nam pomoc.
A pilnujcie, aby ogień nie wygasł.
— Tu zaś dla was robota, mężczyźni. Oto deski, belki, zbijcie z nich tamę, którą spuścimy poprzed kamienną. Prędko, prędko, do roboty! a zrobić mocno i pewnie.
— Miejcie kamienie i wory z piaskiem w pogotowiu, aby spuścić rusztowanie. Szybko! Wywijajcie siekierami, stukajcie młotami, świdrujcie drzewo głęboko, piłujcie suche deski, niech aż trzeszczy!
— A gdzież chłopcy? Chodźcie-no tu, wy urwisze. Trzymajcie sztaby żelazne, przynieście haki i chodźcie tu, w sam środek walki. Na wał wyjdźcie, w sam środek fal, które pienią się i szumią i obryzgają nas białą pianą. Odgarniajcie je, osłabiajcie, odpierajcie ich napór odrywający kamienie. Odrzucajcie na bok pnie drzewne i kry lodowe, połóżcie się, jeżeli inaczej nie możecie dać rady i trzymajcie kamienie rękami, wgryźcie się w nie, opaszcie je żelaznemi szponami. Walczcie chłopcy, próżniaki, nicponie! Wyjdźcie mi na ten wał! Musimy walczyć o każdy cal ziemi!
Gösta sam staje na najdalszym końcu tamy i stoi obryzgany pianą, a grunt się pod nim chwieje. Fala ryczy i burzy się, ale jego szalone serce właśnie jest w swoim żywiole wśród niebezpieczeństwa, niepokoju, walki. Śmieje się, coraz nowe pomysły w nim powstają i wykrzykuje je ku chłopcom — nigdy nie przeżył weselszej nocy.
Dzieło ratunkowe postępuje żywo: płomienie
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.
97