Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.
98

buchają wysoko w górę, siekiery cieśli stukają, tama wciąż stoi.
Reszta rezydentów, oraz goście przyszli pod wodospad. Zdaleka i zblizka nadbiegają ludzie, wszyscy pracują: zgarniają ogień, zbijają tymczasową tamę, napełniają wory, bronią falom dostępu na chwiejący się kamienny most.
Skończono tymczasową tamę i właśnie ma się ją spuszczać poprzed kamienną! Trzymajcie więc kamienie i wory piasku w pogotowiu, haki i liny, aby wam jej nie porwało; niechaj ludzie zwyciężą fale, które pokonane niechaj wracają pod jarzmo!
W tej rozstrzygającej chwili padło spojrzenie Gösty na postać kobiecą, siedzącą na kamieniu nad rzeką: Strzelające w górę płomienie właśnie oświetliły ją, siedzącą z oczyma wlepionemi w fale. Nie może jej widzieć dokładnie, przeszkadzają ma mgła i piana, ale wzrok jego mimowoli do niej wraca ustawicznie. Wciąż się w nią wpatruje. Zdaje mu się, jakby ta kobieta miała do niego jakieś zlecenie.
Pomiędzy temi setkami ludzi, którzy na brzegu rzeki pracują i ruszają się, ona jedna siedzi spokojnie, a wzrok jego wciąż jej szuka, nie widząc nic innego. Siedzi tak blizko wody, że fale uderzają o jej stopy i obryzgują ją. Zapewne przemokła całkowicie. Jest ciemno ubrana, na głowie ma duży szal, siedzi skurczona, z brodą wspartą na dłoni i bezustannie wpatruje się w niego, stojącego na tamie. Czuje, że te osłupiałe oczy pociągają go i wabią ku sobie, chociaż nie może nawet twarzy jej rozróżnić.