Strona:PL Lange - Miranda.djvu/158

Ta strona została przepisana.

wyobrażał sobie, że go koniec końców z więzienia wypuszczą, to jednak w gruncie w taki cud nie wierzył. W ostatnich czasach przychodził do niego często Siemion, dozorca więzienny — i coś do niego mówił, o czemś go przekonywał, ale wykładał rzecz tak niejasno, że Fiedor nie mógł się połapać, do czego on zmierza. Czasami nawet przynosił kieliszek wódki i Fiedor rozumiał, że go dozorca myśli do czegoś skusić.
Pewnego razu rotmistrz Iwanow, zarządzający więzieniem, zapytał Siemiona:
— No, i jakże ten stary? Czy się zgadza, czy nie zgadza?
— Trudno go namówić. Uparty jest. Uszy zamyka. Tydzień chodzę koło niego. Ale powiada, że nigdy nic podobnego nie robił. Nie zna się na tem rzemiośle. Nie jest ani rzeźnikiem, ani doktorem.
— A to uparte bydlę. Czyś mu nie groził, że będzie do śmierci gnił w więzieniu, albo że go wyślą na Sybir na ciężkie roboty?
— Mówiłem. Powiada, że mu to jedność: gnić tu czy tam.
— Słowem apatja zupełna, prostracja ducha absolutna.
— Nie wiem, jak to się tam nazywa po łacinie.
— Ciekawy objaw psychologiczny — mówił rotmistrz jakby do siebie. — Słuchaj, Siemion, dostaniesz piętnaście całkowych, jeżeli do jutra o czwartej rano namówisz Fiodora do tej roboty. Bo ty nie wiesz, jak mi zależy na tem, żeby jutro o godzinie pierwszej po południu być w Szczegłowicach. Jak rodzonemu ojcu ci wyznam — stracę skarby. Jelena Pietrowna wie o tej sprawie, a ja tam u niej mam niebezpiecznego rywala. Starszy on co prawda