Strona:PL Lange - Miranda.djvu/168

Ta strona została przepisana.

człowieczeństwa, jakie jest w nas, w ludziach ruskich.
— My dopiero stworzymy to bogoczłowieczeństwo, którego świat oczekiwał.
— Rosja przez Boga jest wybraną, aby światu ogłosić nową ewangelję. Bóg w każdej epoce zamieszkuje w duszy innego narodu; dzisiaj jego siedzibą jest Rosja.
— Marfo — zawołał Aleksy w zachwycie — jakże piękna jesteś, gdy to mówisz.
Marta stała na polanie zaróżowiona cała, a jej jasne błękitne oczy promieniały jak niebo przed południem, w dzień wiosenny. Złote jej włosy w blasku słońca zdawały się jakby otoczone jasną aureolą. Suknia jej była skromna, szaro-niebieska, ale wewnętrzne światło nadawało Marfie dziwny majestat. Nie bez wpływu, być może, było tu uczucie miłości dla Aleksego. Czuła się w natchnieniu.
— Ja widzę prawdę — mówiła. Rozumiem duszę naszego ludu, a to dusza święta.
— Tak, święta! To jedyne słowo, którem można określić tę wielką tajemnicę, jaką jest dusza ruskiego ludu.
— Komu zaś — rzekła z uśmiechem bardzo słodkim Marfa — komu, jak nie tobie zawdzięczam to wielkie przemienienie mej duszy, żem wyszła z atmosfery mego ojca; z wiecznych zapachów ładanu i jeleju lampek cerkiewnych... Ach, jakżem się dusiła... Ty mi dopiero otworzyłeś oczy na te szerokie widnokręgi. Miron też mi niejedno powiedział, ale to — co innego, zupełnie co innego. Wiesz, choć go bardzo cenię, bo to człowiek mężnego serca, stanowczy, czynny, w robocie pewny, to jednak nie mam do niego zaufania; coś mię pd niego odstręcza. Chciał być moim mężem... Ale nie, nie! Ciebie kocham, Aleksy, tylko ciebie.