Strona:PL Lange - Miranda.djvu/172

Ta strona została przepisana.

Aleksy — i za to, żeś mną pogardziła, Marfo. A pierwsza u mnie rzecz: służba dla cesarza. Nie na darmo, ja tu między wami krążę. Porządek stary już się wali! — a ja go podtrzymam, podlecy, kanalje!
Tymczasem od strony Jeleniego Jaru zaczęli się zbierać spiskowi. Byli tam naprzód Aleksy z Marfą, dalej bardzo czynni przedstawiciele partji Czepuchin i Jerundow, grupa studentów, robotnicy, przeważnie kolejowi, kilka panien po miejsku ubranych i chłopi w liczbie siedmiu, niekoniecznie bezrolni, owszem byli między nimi zamożni gospodarze. Zgromadzeni rychło wybrali prezydjum, a przewodniczącym został Miron. Bez długich wstępów rozpoczął on przemowę do zebranych, którzy już to stali, już to na pniach zrąbanych siedzieli, już to nawet leżeli na trawie.
Mówił krótko.
— Mili bracia, zebraliśmy się tutaj, aby mówić o ważnych sprawach. Od kiedy Rosja przegrała wojnę Japońska, — idzie swoboda.
Ten wyraz „Swoboda“ nie był jasny dla niektórych słuchaczy, zwłaszcza dla chłopów i robotników. Chłopi zresztą dość apatycznie słuchali tego hasła, gdyż co innego mieli na myśli, ale robotnicy, kolejowi zaczęli między sobą dyskusję, prowadzili ją głośno tak, że przerwali tok mowy Mirona.
— Jaka to swoboda? pytał jeden robotnik.
— A no — swoboda — rzekł inny — to tak jak w Anglji albo u Francuzów.
— I u Polaków tak samo — zauważył trzeci. Ale drugi zaprotestował: jakto u Polaków! Przecie oni tak samo poddani naszego cesarza.
Tamten zaś: — Pewnie. A ile ty masz na miesiąc za twoją robotę przy kolei.
— Czterdzieści pięć rubli.