— Widzisz, a montery z Warszawy, co tu do nas przyjechali, po ile brali?
— Wiadomo, po 120 rb.
— Widzisz. A dlaczego brali więcej, niż my?
— Dla czego?
— A dla tego, że oni dwa razy robili powstanie. Rozumiesz?
— Rozumiem. Więc my...
— Więc my też powinniśmy zrobić powstanie.
Ale tu powstał nowy spór o termin. Czepuchin nie uznawał wyrazu „powstanie“ za właściwy; lepszy mu się wydawał termin „rewolucja“. Miron uważał za potrzebne przyłączyć się do rozprawy, wchodząc w logikę ludu.
— Sprawiedliwie mówi ten proletarjusz. Słyszałem wasze uwagi o swobodzie. Gdybyśmy zrobili rewolucję po swojemu, jak Polacy po ichniemu — to u nas każdy robotnik brałby, jak montery warszawskie, albo i lepiej.
— Świetnie powiedziane — zawołał jeden ze studentów, a jedna z panien w czerwonej sukni, aż westchnęła i powiada:
— Niech żyje Miron! Zawsze coś tak powie z pod samego serca.
— Trzeba powstanie rozszerzyć — rzekł inny student, a Czepuchin znowu:
— Nie powstanie, lecz rewolucję.
— Niech żyje rewolucja! — krzyknęli ci i owi, przeważnie z inteligencji.
I znów Miron zabrał głos:
— Cóż tedy mamy czynić, aby rewolucja się rozwinęła? No, Jegorow — zwrócił się do jednego z chłopów — ty jesteś gospodarz, mów, czego ci brak?
— Ziemi mało — odpowiedział tamten.
— A tobie, Czemodanow, czego brak?
— Wiadomo, ziemi mało.
Strona:PL Lange - Miranda.djvu/173
Ta strona została przepisana.