Strona:PL Lange - Miranda.djvu/177

Ta strona została przepisana.

skich (o, patrzcie tam!}, eksproprjacja, skrytobójstwo!
Panny były w entuzjazmie.
— Prawdę mówi Czepuchin. Bunt, skrytobójstwo. Doskonale!
— I wszystko pryncypialnie!
— A jednak — mówił Aleksy — protestuję przeciw temu, co powiedział Miron, i przeciw temu, co powiedział Czepuchin, chociaż nie zgadzam się też i z Jerundowem. Bunt, skrytobójstwo i tak dalej, bywa czasem tragiczną koniecznością, ale nie należy tego środka nadużywać. Nie można z tego robić zasady nieustającej, jak znów nie opierać się złu — to martwota, bo ze złem wiecznie należy walczyć. W danym wypadku uważam za niedorzeczność zamach na tutejszego gubernatora. Siły poświęcone na tę sprawę, możnaby w rozumniejszy, bardziej celowy sposób zużytkować.
— Czy nie widzicie — zawołał Miron — że ci ludzie, Aleksy z Marfą, są całem sercem oddani burżuazji. Rozważcie, czy można im ufać i jak oni rozumieją sprawę ludu.
— Są przeciw nam! — słyszeć się dały głosy.
— A przecież — mówił dalej Miron — inni byli oni przedtem! Któż to zabił Kantarowa? Któż zabił Samojedowa? On, Aleksy, razem z tą delikatną panną.
— Ale to były szpiegi, ludzie bezwzględnie szkodliwi, a powtóre, ja ich zabiłem sam. Nie dopuściłbym, aby Marfa czyniła coś podobnego.
— Nie mów tak — odezwała się Marfa. — Jeżeli będzie potrzeba rozumna i konieczna takiego czynu, spełnię swój obowiązek. Ale tu nie widzę dostatecznej racji...
Teraz Miron wyrozumiał zdaje się, że przyszedł czas właściwy na jego intrygę. Z błyskiem