Strona:PL Lange - Miranda.djvu/178

Ta strona została przepisana.

nienawiści w oczach, podniesionym głosem powiedział:
— A więc ja wam powiem, dlaczego oni tak bronią naszego gubernatora. Bo oni naszą sprawę zdradzili. Oni są na jego służbie.
— Szpiegi, szpiegi! — dały się słyszeć głosy.
— Mironie — rzekł Aleksy — jesteś nikczemny. Dla swoich celów anarchicznych, dla swojej zemsty osobistej, potwarz na nas ciskasz!
— Jak śmiesz — za ryczał niemal Miron — nazywać mnie nikczemnym?!
Wśród słuchaczy miał on więcej zwolenników, niż Aleksy, to też dał się słyszeć głos:
— Precz z nimi, niech żyje Miron!
Ten zaś pewny siebie mówił:
— Nie dopuszczę do tego. Pamiętaj, że mam przy sobie broń — i potrafię jej użyć w razie potrzeby.
Aleksy chciał uniknąć starcia z Mironem, bacząc na interes rewolucji.
— Nie tu czas, ani miejsce.
— Odpowiedzialności chcesz uniknąć! — krzyczał Miron.
— Bynajmniej, ale mamy tu ważniejsze sprawy, niż osobiste.
— Nie będziesz mnie uczył, jaki jest mój obowiązek. Jesteś zaprzedany kapitalizmowi i biurokracji.
— Zdrajca, zdrajca! — zabrzmiało dookoła, a Miron mówił dalej:
— Jedno ci się należy — śmierć natychmiastowa!
— Śmierć mu, śmierć! — wołali studenci, robotnicy i panny w sukniach różnokolorowych.
W tej chwili Miron dał wystrzał z rewolweru w powietrze.
Po paru minutach z pobliskiego gaju wy-