na pierwsza po północy. Siemion też, jakby chcąc Fiedora uświadomić, powiedział:
— Pierwsza po północy.
— Chciałbym — rzekł Fiedor — aby to już była czwarta rano.
— Pięć minut roboty, i hajda w świat szeroki. Herbaty się napijesz? — zapytał Siemion starego i krzyknął w korytarz:
— Ej, Akim, samowar!
Jeden z żołnierzy, sprawujących wartę, wniósł czajnik i szklankę.
— No — rzekł werszcie dozorca — teraz cię pożegnam. Napij się herbaty, a potem się wyśpij. Ja tu po trzeciej przyjdę cię obudzić i jeszcze dam ci wódki dla kurażu.
— Wiadomo, pierwszy raz.
— Jak się wprawisz, to może i nie ostatni.
— Nie wiem, nie wiem.
Siemion wyszedł, a Fiedor pił herbatę i rozmyślał nad sobą; próbował szubieniczkę, modlił się od czasu do czasu, żegnał się i szeptał: Hospodi pomiłuj. Poczem na pryczy się położył, i usnął jak kamień.
Rotmistrz Iwanow wrócił tylko co z zebrania u wicegubernatora. Pilnie rozpytywał Siemiona, jak stoi sprawa.
— Namówiłem go. Zgadza się. Twardy był naprzód, ale potem zmiękł. Jeszcze jak go wódka rozebrała. Przecież ośm dni pracuję nad nim.
— No — zawołał rotmistrz, pobożnie oczy zwróciwszy ku niebu — chwała ci, Panie Boże, za twoją łaskę dla mnie, twego niegodnego sługi.
— Panie rotmistrzu — szepnął Siemion — to już mogę powiedzieć, że te piętnaście rubli uczciwie zarobiłem.
— Nie piętnaście, ale dwadzieścia.
— Dziękuję waszemu wysokorodju.
Strona:PL Lange - Miranda.djvu/184
Ta strona została przepisana.