Strona:PL Lange - Miranda.djvu/188

Ta strona została przepisana.

z bronią w ręku i kilku doboszów. Pop zaintonował pieśni żałobne.
Wyszedł ze swojej nory i Fiedor z Siemionem. W pierwszej chwili odurzyło go świeże powietrze.
— No, śmiało, Fiedor!
— Naplewat! Wszystko zrobię. Ach, co za powietrze!
— Rób, jak ci mówiłem, sznur pociągniesz, i już!
— Już ja to wszystko rozumiem.
Dał się słyszeć głuchy odgłos bębnów.
Apatycznie, jak automat, ale z siłą, Fiedor wciągnął skazańca sznurem do góry. Skazaniec zawisł w powietrzu; trzy minuty jeszcze poruszał nogami, a potem zwisnął nieruchomo. Doktór skonstatował śmierć.
Rotmistrz wezwał sekretarza, który przybiegł do niego z raportem. Rotmistrz podpisał i rzecze:
— Wysłać naprzód depeszę terminową o egzekucji, a potem raport pocztą ekspres. Siemion! — zawołał.
— Słucham, wasze wysokorodje!
— Spisałeś się jak zuch! Masz tu 25 rubli. Mówię ci, Jelena Pietrowna moja, a kamerjunker — czu!
I jak uczeń pierwszej klasy, przyłożył palce do nosa, co się nazywa „pokazał nosa“. Był bardzo zadowolony. Poczem wezwał swego ordynansa. Dał się słyszeć turkot nadjeżdżającej dorożki. Rotmistrz szybko poszedł w tym kierunku. Znów się dał słyszeć turkot. Rotmistrz jechał na foksal, a stąd za ośm godzin miał się znaleść u stóp Jeleny Pietrowny.
Fiedor po operacji, którą wykonał nadspodziewanie zręcznie, stał oszołomiony i bezwładny.