Strona:PL Lange - Stypa.djvu/111

Ta strona została przepisana.

nia konwenansu. Prawda — to skandal, i tylko w kłamstwie żyć można śród społeczeństwa.
— Mojem zdaniem — rzekł mecenas — świadczy to o ludziach zarówno źle, jak i dobrze. Te kobiety kłamiące — czuły, że przestępują zasadę, na której się opiera byt społeczeństwa. Ich obłuda była hołdem, złożonym samej zasadzie. P. Stefania — ma swoją stronę piękną, którą nazwijmy umiłowaniem prawdy, ale naruszyła principium. Gdyby człowiek w każdej chwili chciał szczerze i bezpośrednio ulegać swoim chuciom, toby społeczeństwo runęło w jednej chwili. My musimy się krępować nieustannie, aby umożliwić ład w swem otoczeniu, a jeżeli już nie jesteśmy zdolni zapanować nad sobą — to przynajmniej nie czyńmy tego jawnie.
— Słowem — rzekł Karol — kochany mecenasie, pozwalasz na wszystko, byle ostrożnie. Przypomina mi to jeden, zapisany w mojej książeczce fragment, o pani Zenobii, czcigodnej matronie, która sama była niegdyś nadzwyczaj piękną osobą i zreprodukowała swą piękność w dwóch córkach. „Pytano pewnego młodzieńca dlaczego się nie żeni. — Odpowiedział: Miałem niegdyś zamiar ożenić się ze starszą córką p. Zenobii. — Byłem raz w towarzystwie, gdzie rozmawiano o świeżym skandalu: Pan X. schwytał żonę swą w kryminalnej konwersacyi z jakimś obcym panem. — Różnie mówiono o tem: jedni bronili pana X., drudzy zaś pani. — Naraz pani Zenobia powiedziała:
— Nie rozumiem, jak to można dać się złapać in flagranti!
Od tej chwili przestałem się starać o jej córkę.
— Bravo! zawołał Fredzio. W każdym razie