Strona:PL Lange - Stypa.djvu/115

Ta strona została przepisana.

może lepiejby było, gdyby mi pan dał trucizny, takiej trucizny, coby mi w jednej sekundzie pozwoliła umrzeć. Tylko śmierci pragnę — wszystko inne będzie paliatywą, bo mię to psiakrew, życie cholerne, tak rozdryndoliło, że już mi się i zipać nie chce... Non, non, il n‘y a rien qui me sauve! Coby to moja biedna matka powiedziała, gdyby mię zobaczyła w tem błocie, gdzie jestem? Ona, co tak marzyła dla mnie o jakim królewiczu z za morza! A jeszcze ta ścierwo Mańka Czerwona zabrała mi najbogatszego faceta — i teraz nawet mi o fajgla trudno! Pieskie życie — niech to choroba! A wszystkiemu winien ten sukinsyn Drzewiecki! Przez niego to stałam się wozgrą, bazarką,une femme declassée, une femme dechue! Ah, c‘était l‘amour, l‘amour — psiamać — qui m‘a perdu! — „Tak nu mówiła na przemiany z pewną dystynkcyą i z zupełnym akcentem z Powiśla. — Niech się pani uspokoi — prosiłem ją — i zabrałem jej parasolkę, którą nieustannie nerwowo zamykała i otwierała. Zacząłem ją badać — i stwierdziłem powtórnie to, com określił na oko: wycieńczenie zupełne organizmu, wynik bezładnego życia, rozpusty i nędzy naprzemian; wydawało mi się zarazem, że jest to osoba nie na swojem miejscu, że jakieś złowrogie okoliczności zepchnęły ją w dół i że najwidoczniej cała wewnętrzna istota tej kobiety protestowała i buntowała się bezsilnie przeciw temu trybowi życia, ale raz widocznie wpadłszy w to koło, już się biedaczka nie była w stanie z tej matni wydostać.
Nawiasem mówiąc w jej przemówieniu uderzyło mnie nazwisko Drzewiecki. — Choć nie była to kwestya lekarska, alem się nie mógł powstrzymać i zapytałem, coto za pan Drzewiecki. — „A któż, jak nie Stasiek —