ładny chłopiec — i, powiem panu doktorowi prawdę, że na jego widok robiło mi się bardzo słodko i bardzo niewyraźnie. Ciarki mię przechodziły i brała mię chętka, żeby go pocałować. I jemu też się bardzo podobałam, ale rozumie pan — nie przypuszczałam zupełnie, żeby się taki bogaty chłopiec ze mną chciał żenić. Ale raz — a był to koniec maja, gdyśmy się przechadzali po ogrodzie wieczorem, on, proszę pana, zaczyna mi się oświadczać; mówi, że niby kocha mnie, że jestem jego gwiazdą przewodnią, że bezemnie żyć nie może, żebym się ulitowała i takie różne entliczki‑pentliczki. Więc ja, że wtedy byłam bardzo surowa i cnotliwa, powiedziałam mu tkliwie, ale z dumą, jak należy: Panie Stachu! i ja pana kocham, ale do mnie droga tylko przez ołtarz! Jestem twoja cała — rozumie pan — ale chcę przedewszystkiem być uczciwą dziewczyną, bo prócz uczciwości nic nie mam! On z początku się stropił, ale potem tak mi chytrze odpowiedział: „Tegom oczekiwał po pani i bardzo pani dziękuję za te słowa. Nie mogę pani powiedzieć, żeby matka moja na taki związek się zgodziła. Napewno zaprotestuje, ale ja z nią walczyć będę; ja wywalczę to, że moja matka pozwoli na te śluby. Niech pani tylko trzyma w sekrecie to, co pani powiem: ja się z panią ożenię, skoro tylko skończę studya. Uważaj się za narzeczoną moją — i na dowód ucałujemy się, jak należy! — Czyż miałam mu zakazać pocałunku? Taki ścierwo fines był ten Stach, że jak mnie zaczął całować, to mnie aż rozemdliło i uciekłam do domu. Ale byłam bardzo szczęśliwa, bo już miałam narzeczonego i jeszcze przyjemniej mi było, że to sekret i że nikt o tem nie wie. Teraz pan doktór rozumie, że, ile razy przyjechał Stach, to mi było
Strona:PL Lange - Stypa.djvu/118
Ta strona została przepisana.