Orczykowa prosi do siebie. — Nieco wystraszona zeszłam do jej pokoju, aby się z nią powitać, a ona przyjęła mnie bardzo zimno, nie powiedziała nawet dzień dobry ani usiąść prosiła, tylko powiada:
— „Proszę panią — oto pensya trzymiesięczna z góry. Pani natychmiast dom mój opuści. Konie czekają. Żegnam.“
— Taka była jej przemowa. Jakby mi kto dał po pysku. Zrozumiałam wszystko; zrozumiałam, że się teraz dla mnie zacznie pieskie życie albo też Stach się ze mną ożeni. — Wzięłam pieniądze; ukłoniłam się starej wiedźmie — i pojechałam na stacyę; ale po drodze zatrzymałam się w miasteczku i kazałam woźnicy jechać z powrotem do domu. Stanęłam w jednej oberży i napisałam do Stacha, że tak a tak, żeby zaraz przyjeżdżał i żeby się żenił. List wysłałam przez umyślnego — i czekałam na chłopa do rana; sam drań nie przyjechał, ale mi napisał list, że teraz żenić się nie może, bo jeszcze szkół nie skończył i że matka nie pozwoli; że chciałby mi jakoś wynagrodzić krzywdę, ale właśnie przegrał pieniądze w karty, więc nic mi nie może przysłać, ale jest w Warszawie jeden kolega, co mu dużo winien, więc mi daje do niego list, żebym sobie odebrała. — A list do niego był taki: Mój kochany Ignasiu! Bądź łaskaw sumę 25 R., którą mi się należy od ciebie, wręczyć pannie takiej a takiej!! — Tak ci mię złodziej ocenił. Byłam dla niego warta 25 R.! Dla czego nie Rubla? Są i takie... — Kanalia! powiedziałam sobie i pojechałam do Warszawy. Jedno tylko wiedziałam: nigdzie już mię nie przyjmą za nauczycielkę! Przyjechałam do Warszawy, jak błędna owca. Starych znajomych lękałam się okrutnie — wstyd mi
Strona:PL Lange - Stypa.djvu/120
Ta strona została przepisana.