Strona:PL Lange - Stypa.djvu/126

Ta strona została przepisana.

używałem szeroko. Byłem owymi czasy w serdecznej przyjaźni z sąsiadem swoim, którego nazwijmy Feliks. Był to wyborny człowiek, kochałem też go bardzo: zresztą skończony cymbał! Z zawodu był przeważnie hodowcą krów i wyrabiał doskonałe mleko: należy mu to bezwarunkowo przyznać. Suum cuique. — Tem właśnie mlekiem wykarmił cudowną kobietę, żonę swoją Amelię, która pasowała do niego, jak kwiatek do kożucha. Jakim sposobem nastąpiło owo połączenie hipopotama z gołębicą — to pozostanie wieczną zagadką. Sam Feliks był to drab ciężki, surowy, poczciwy i przeraźliwie nudny; żona jego, przeciwnie, była żywa, jak iskra, bardzo niespokojna i nieco gwałtowna: w złości wyglądała bardzo ładnie i lubiła tłuc lampy oraz inne przedmioty. Nie można powiedzieć, żeby Feliks był z Amelką szczęśliwy: owszem, miał z nią dużo strapienia. Powiedziałbym, że w tem stadle mąż wyobrażał klasycyzm: miał ruchy powolne, mierzone, spokojne, z góry przewidziane, pozbawione wszelkiej niespodzianki; można było z góry odgadnąć, o każdej porze dnia i nocy, co ten człowiek zrobi; przeciwnie Amelia była wcieleniem romantyzmu; co mówię? była to modernité dernier cri! Jej myśli, uczucia, marzenia, pragnienia — znajdowały się w nieustannem saltomortale — były rozwichrzone i nieobliczalne i nigdy nie wiedziałeś, gdzie w jej zdaniu jest podmiot, a gdzie orzeczenie. Mowa jej nie była nigdy: Tak, tak! Nie, nie! — jak żąda ewangelia, ale właśnie tak — nie, nie — tak! Jak powiada przysłowie hiszpańskie: Między kobiece tak i nie — koniec igły nie wejdzie! Owóż ta gołębica kapryśna, która co pięć minut była zupełnie inną kobietą, zmuszona żyć z człowiekiem