Strona:PL Lange - Stypa.djvu/127

Ta strona została przepisana.

równomiernym, jak zegar, a który przenigdy nie był une machine à surprises; od którego więc drogie dziecko żadnej rewelacyi nie oczekiwało: — owóż ta słodka, ognista, pół­‑szalona Amelia — niewątpliwie oczekiwała na jakiegoś królewicza z bajki, który ją z pod straży tego smoka­‑męża wybawi i uniesie gdzieś na wyspy Hesperyjskie. — Marzyłem chwilami, że ja to właśnie będę tym królewiczem, ale dwie przyczyny mię powstrzymały.
Ponieważ odbywam tu spowiedź publiczną swoich grzechów, przeto wyznam, że pierwsza z tych przyczyn była szelmowska, ale druga była zupełnie zgodna z zasadami najsurowszej cnoty. Przyczyna szelmowska była taka: skoro tylko mi przyszła myśl porwania Amelii, co nie byłoby trudne, bom nieraz o tem z nią na żarty rozmawiał, natychmiast budziła się we mnie myśl druga: „Gdy już to cudowne zjawisko stanie na wyspach Hesperyjskich, dokąd ją odesłać w parę tygodni potem?“ Owóż nie znałem dalszego adresu — i to mię wstrzymało. Z drugiej strony uważałem sprawę tak: Feliksa znam od kolebki; sąsiadowaliśmy ze sobą o miedzę; kochałem go, jak brata, co prawda — brata nieco kalekiego na umyśle, ale bądź co bądź — brata. Czy wolno mi rodzonego brata zrobić rogaczem? Cała moja dusza protestowała przeciw tej zbrodni. Podziwiajcie tedy moją cnotę bezgraniczną. Chociaż mogłem z Amelii uczynić swoją kochankę, uszanowałem honor przyjaciela — i myśl o tem, jako podszepty dyabła — odpychałem wolą potężną i surową cnotą. Przezwyciężyłem siebie, choć, o ile mogłem zauważyć, Amelia była z tego niezadowolona. Pożycie z Feliksem stało się dla niej męczarnią nudy, ale ja byłem niewzruszony. Jednakże było w przeznacze-