sprawę, przyznajcie, żem postępował w duchu najsurowszej cnoty, zwłaszcza, żem był na wielkie pokusy narażony. Jeżelim kiedy żałował, żem był zbyt cnotliwy — to jednak miło mi stwierdzić, żem nie zdradził przyjaciela. Przyznacie mi też, żem nie żałował siebie i wszędzie, gdzie tylko jakie szelmowstwo w sobie zauważyłem, natychmiast je zaznaczałem. Słowem — pozwólcie, że samemu sobie złożę hołd i powiem: Chłopcze, raz jeden w życiu — choć przypadkowo — byłeś cnotliwy!
— Niech żyje cnota! — wołał Fredzio. — Nie sądź, szanowny kolego, że tylko ty byłeś cnotliwy. I ja miałem zdarzenie podobne — i ja cierpiałem nad myślą, że mógłbym uwieść żonę przyjaciela — ale za swoją cnotę zostałem wynagrodzony. „Bo pomnijcie i zważcie u siebie“, że największą nagrodę zyska ten, kto jest prawdziwie moralny. Pozwólcie tedy, że i ja wam o swojej cnocie opowiem.
— Bardzo proszę! wyraźnie zaznaczyłem, że się to zdarzyło w życiu mojem raz jeden, a po za tem nie pretenduję do nagrody Montyona. Dodam przytem, że dokładnie widziałem w swojej cnocie wszystkie jej maszkary — i że co do jej wartości miałem znaczne powątpiewanie. W mojej cnocie było dużo stron czarnych i tylko świadomość tego faktu sprawia, że w gruncie byłem cnotliwszy od mojej własnej cnoty. — Niechaj tedy Fredzio nie przeciwstawia mnie sobie samemu, przypuszczam bowiem, że był on w stanie ugrząść w błocie cnoty po same uszy.
— Niech Bóg broni! Co za posądzenie? Jako żywo, zawsze po łopatki byłem pogrążony w grzechu. Kłamstwo
Strona:PL Lange - Stypa.djvu/132
Ta strona została przepisana.