Strona:PL Lange - Stypa.djvu/135

Ta strona została przepisana.

ogniście dziękować za ratunek jej życia i honoru; ja zaś, że serce mam miękkie, a w cnocie jestem niezbyt twardy — zacząłem tracić przytomność nie mniej, jak ona. Na chwilę tylko przebudziła się w nas obojgu jakaś świadomość: oto sąsiadka moja zasiadła do fortepianu i zaczęła grać serenadę z Fausta. — O, Kasieńko ukochana! Było to niby ostrzeżenie z góry, ale ani Emilia, ani tem bardziej ja — nie zwracaliśmy na nie zbyt długiej uwagi — i gdy wkrótce potem taż sama sąsiadka zaczęła nam grać: „Kwiatki, wyjawcie jej“... i Casta pura — klnę się — zapomnieliśmy o wszystkiem — i zginęliśmy oboje. Cnota moja została na fatalny szwank narażona. — Nie będę mówił o tem, co nastąpiło później: nie będę mówił o płaczu Emilki, ani o jej radości, o jej smutku, wyrzutach, jakie mi czyniła i przebaczeniu ostatecznem. — Powiedziała mi o sobie wszystko: była córką jakiegoś urzędnika, miała niewielki posag, w przeszłym roku skończyła pensyę; pracowała teraz sama, przepisując na maszynie i t. d. Wogóle mało mnię to obchodziło, alem słuchał uważnie tego, co mi ze łzami w oczach mówiła. — Widywałem ją nieraz jeszcze u siebie; blizko trzy miesiące trwała nasza znajomość. Była to osóbka z temperamentu bardzo dobra, tkliwa, przywiązana do mnie — i upewniała mnię, że to wszystko z czystej miłości. I ja również kląłem się jej, że ją kocham szalenie — bez granic i t. d. — Nagle jednak przestała u mnie bywać zupełnie — i po jakichś dniach dziesięciu dostałem od niej list, pisany na maszynie, a podznaczony tylko literą E, w którym donosi mi, że wychodzi zamąż za Pawła N., żebym się na nią nie gniewał, ale ona wie, że ja bym się z nią nie ożenił, a to bardzo porządny chłopiec i t. d.