Strona:PL Lange - Stypa.djvu/136

Ta strona została przepisana.

Rozumiecie, żem był bardzo szczęśliwy z tego obrotu rzeczy i w myśli błogosławiłem mądrą Emilkę oraz jej wybrańca. Toć znałem doskonale Pawła. Był to młody człowiek, który służył w administracyi kolei żelaznej i miał 900 rub. rocznej pensyi, nie licząc gratyfikacyi i dodatków. Był to chłopiec nieco bon­‑vivant taniego kalibru; to też znał on po większej części kobiety pewnej specyalnej kategoryi. Zdaje się, że Emilka była to pierwsza osoba z lepszego świata, która zwróciła jego uwagę. Chciał życie swoje uregulować, a mojej Emilce bardzo spieszno było wyjść zamąż. Ślub był naznaczony bardzo rychło. I ja też otrzymałem zaproszenie. — Oczywiście byłem na ślubie. Panna młoda ślicznie wyglądała w białej sukni i w białym welonie, szła do ołtarza z czarującym uśmiechem, którym darzyła ludzi na prawo i na lewo: i ja również uśmiechem nader słodkim zostałem obdarzony.
W niejaki czas potem spotkałem się z Pawłem: winszowałem mu ślubów, nowego życia, miodowych miesięcy, młodej, pięknej żony. — Paweł promieniał szczęściem. — Panie, co to za rozkosz taka czysta, niewinna istota! Żałuję, żem się nie ożenił już ze trzy lata temu: mam już tę pensyę, co dzisiaj, od paru lat. To panie jest godzina cudu!
Tak mi mówił rozradowany — i ja z nim się radowałem. Oczywiście milczałem o tem, co mi było wiadome. Zdaje mi się, że dyskrecya była to bezwględnie wskazana. W każdym razie doktorze, widzisz, że nie każda kobieta jest tak niedołężna w życiu, jak twoja pacyentka — i że można wyjść dobrze z każdej sytuacyi, byle tylko mieć przytomność umysłu.