prawa ludzkiego. Wszyscy byliśmy dziwnie wstrząśnieni krótkim ale gwałtownym przebiegiem spodziewanych i niespodziewanych zarazem wydarzeń w ciągu paru dni ostatnich.
Najbardziej może poruszony był pan Wincenty, nasz gospodarz, człowiek bardzo poczciwy, którego znaliśmy od niepamiętnych czasów, choć nikt nigdy nie wiedział jego nazwiska. Był to dla nas pan Wincenty tout court. Biegał po całym zakładzie tam i z powrotem; to wydawał dyspozycye, to znów wykrzykiwał żałośnie; nie rozpiął palta, nie zdjął nawet kapelusza — i, wpadłszy do naszego pokoju — mówił do nas:
— Smutny, bardzo smutny dzień, moi panowie! Prędzej myślałem, że pan Stefan pójdzie za moim pogrzebem, niż ja za nim... Ale tak już bywa na świecie: człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi... I oto nie żyje nasz kochany chłopiec... A wszystko przez te baby! Niech je flanela! Kobieta, panie, to choroba, to nieszczęście!... Na pokaranie ludzkie Bóg to‑to stworzył — nie inaczej! Ja się, panie, na tem znam... Oho, abo ja to mało kobiet w życiu widziałem? A jedna — ta ostatnia — to niech ją tam morówka! Tak mi dogryzła, że Panie odpuść... Dawne to czasy, a jeszcze mię ciarki przechodzą... Mam ci ja dzisiaj niedaleko sześćdziesiąt lat, ale za młodu to przecież było się chłopcem niczego... Jużci za kawalerskich lat, panie, to ja byłem lump. Żadnej nie darowałem. Człowiek, choć pracuje koło kuchni, to przecież i serce ma — i krew nie woda, panie! Więc proszę panów — i ja o mało co nie zginąłem. A przez kogo? przez babę — przez tę szelmę Walerę, moją drugą żonę. Bo pierwsza moja nieboszczka Mary-
Strona:PL Lange - Stypa.djvu/14
Ta strona została skorygowana.