Strona:PL Lange - Stypa.djvu/140

Ta strona została przepisana.

puste — tu i owdzie zaledwie jakiś zapóźniony przechodzień, osłonięty parasolem, pośpiesznie wracał do domu. Latarnie świeciły mroczno, jak we mgle. Naraz koło jednej bramy żona moja (bo nie ja) ujrzała coś białego, jakąś postać w bieliźnie. Pomimo rozsądnych przełożeń moich, aby jechać wprost do domu, zatrzymała woźnicę. Jakaś kobieta, poprostu w koszuli; w jednej koszuli — dosłownie! stała, albo raczej siedziała, albo raczej skurczona leżała koło bramy. Niewątpliwie sytuacya dziwna, osobliwa, ale po co się taką sprawą zajmować. Moja żona wyszła do tej kobiety i pytała ją, co ma znaczyć to jej zachowanie, ale ta pół­‑obłąkanym wzrokiem patrzyła na nią: — Ja nie mogłam powiedzieć prawdy! Nie mogłam! A teraz muszę się zabić, o, tem, widzi pani! — i pokazała jej rewolwer.
Osobliwy kostyum: koszula i rewolwer. Koszula była mokra od deszczu. Wyobraź pan sobie, że moja żona, wezwawszy na pomoc stangreta, wprowadziła tę osobę do naszego powozu. — „Jakaś zagadka społeczna!“ — mówi do mnie. Przyznam się panu, że nie lubię zagadek społecznych wogóle, a tembardziej o pierwszej po północy. Kobieta była piękna: miała kasztanowate, bujne, rozwiane włosy; oczy ogniste, w tej chwili nieco obłędne — jak to mówią — latające; kształty piękne, obfite, prawie klasyczne, a widziałem ją dobrze, gdyż skutkiem niezręcznego wciągania ją do karety — ujrzałem ją prawie nago. Żona zabrała jej rewolwer, kazała mi zdjąć palto, poczem sama zdjęła płaszcz i okryła tem wszystkiem ową zagadkę społeczną. Posadziła ją koło siebie, a mnie zepchnęła na drugie siedzenie. Naraz światło latarni uderzyło wyraźniej w szyby karety. Mi-