Strona:PL Lange - Stypa.djvu/15

Ta strona została skorygowana.

sia — to była poczciwota. Indyczka, panie, bo indyczka, ale co za gospodyni, co za kuchmistrzyni, co za złote serce! Wtedy właśnie założyłem tę restauracyę, bo to, panie, była dziewucha nie bez woreczka, córka jednego mączarza z ulicy Piwnej: sto tysięcy złotych polskich dostałem za nią... Ale po trzech latach — świeć Panie nad jej duszą! — umarła właśnie przy urodzeniu Jadzi... Jakże jednak bez gospodyni przy takim interesie? Ożeniłem się drugi raz z tą Walerą, bo była szelma bardzo foremna, fest zbudowana, smok­‑baba, wszystkiego, panie, po trzy morgi... Ale też robiła ze mną, co chciała. Wybierała sobie z gości kawalerów — i dopiero z nimi romansowała, kredytowała, dawała im pieniądze... Poprostu złodziej domowy. Jeden był z magistratu, to nie pił inaczej, tylko szampana — i tylko kliko — wszystko na kredyt, a jeszcze gniewał się — i wymyślał. To też po roku takiego gospodarstwa — poprostu ruina. Szczęściem że uciekła z jednym z kontrolnej pałaty — gdzieś do Moskwy... Mówili, że tam do cyganek przystała i śpiewała w teatrze... Niech ją tam... Co się potem z nią stało — to nawet i nie wiem. I bardzo dobrze. Zginąłbym przez tę babę. Ze czterdzieści tysięcy złotych mi roztrwoniła. Ledwiem się wykaraskał. No, ale odtąd bab już znać nie chcę... A tu z panem Stefanem — co za nieszczęście! Zaraz to przewidywałem, jak tylko zaczął przychodzić taki blady, a potem go parę dni nie było. Oj, coś złego tu się święci — tak mówiłem do siebie. I trrrach! patrzcie — zastrzelił się chłopak. Ale też pan Karol ślicznie mówił nad grobem — prześlicznie! Już to znać było, że pan czuje gorąco! Kobiety — mówi — o, kobiety! powiada — o, kobiety! i dopiero podniósł