Strona:PL Lange - Stypa.djvu/155

Ta strona została przepisana.

I nareszcie... Zdarza się czasem taki szczególny stan fizyczny i moralny, że człowiek postępuje bez woli i przeciw woli. Byłem raz świadkiem pojedynku, w którym mój zapaśnik — człowiek odważny i wyborny strzelec — najniepotrzebniej wieczorem przeczytał książkę, de Vergogne‘a, który — jako mistrz pojedynku — doradza walczącym przed sprawą zażyć bromku potasu albo morfiny dla utrzymania nerwów w równowadze. Mój człowiek zażył morfiny, która rzeczywiście wlewa cudowny spokój w duszę ludzką, że mu się wszystko na świecie wydaje niezmiernie błahe i jakby obce, jego własnej osoby nie dotyczące. To też, kiedy, wzruszonym głosem mówiłem: — Panowie, proszę was po raz ostatni — podajcie sobie ręce do zgody! — mój bojownik naraz przesłodkim, prerafaelskim głosem powiedział: — Drogi przyjacielu, mądre rzekłeś słowo. Istotnie ta walka jest bez myśli i bez znaczenia. Kochałem zawsze mego przeciwnika: przebaczam mu i przepraszam go serdecznie“. — Po prostu nie był sobą: anioł morfiny mówił przez niego. Pojedynek został przerwany — i dopiero, kiedy chłop nazajutrz wytrzeźwiał, zrozumiał swoje głupstwo: trzeba było sprawę rozpoczynać na nowo, gdyż w opinii był skompromitowany. — Taką morfiną były dla mnie Tatry. Pewnego roku spotkałem się ze Zbigniewem w Zakopanem — i zaczęliśmy wspólnie robić heroiczne wycieczki po górach.
Sprawa Henryety należała do tak zamarłej przeszłości, że ani ja o niej nie pamiętałem, ani Zbigniew już o niej nie wspominał. A teraz wyobraźcie sobie człowieka, który z Rostoki, brzegiem Białej Wody przez cały dzień skacze (dosłownie) po Świstowej gó-