Strona:PL Lange - Stypa.djvu/158

Ta strona została przepisana.

wściekły na mnie i na pana; więc to (mówi) — on tak, a ja nie! I dopiero jął pomstować! — „Jak to on — nie? I on — tak. Sam mi to powiedział. — I pan w to uwierzył? O, mężczyźni­‑krokodyle! Więc napróżno się klęłam, jak i dziś się zaklinam, żeś był jeden i jedyny! Wierzysz? — Wierzę — powiedziałem i zacząłem ją przepraszać za naruszenie tajemnicy. — Nie odrazu mi przebaczyła; dąsała się długo i upewniała mnie, że „Zbigniew łże, jak pies“.
Mówiłem, że wierzę, ale naprawdę nie wierzyłem, boć ostatecznie kłamstwo i kobieta — to synonimy. Kto kłamie: Zbigniew czy Henryeta? Nie wiem i nie dowiem się nigdy. W gruncie rzeczy byłem zazdrosny i trapiłem się o cień — o niepowrotną, umarłą przeszłość. Ale słusznie zostałem ukarany; należało milczeć. Raz jeden w życiu odsłoniłem tajemnicę, ale już odtąd czuwałem nad sobą; żadna morfina nie mogła mnie zmusić do przełamania dyskrecyi.
— Hańba, hańba, towarzyszu! — zawołał Okolicz, a Fredzio dodał:
— Bo kto przysięgę naruszy, o biada jemu, za życia biada, i biada jego złej duszy!
— A teraz — rzecze Okolicz — jeżeli chcesz mojej opinii, to ci oświadczę, że odpowiedź leży jasno, jak na dłoni. Choć może ci to przykrość sprawi, ale ja cię zapewniam, że Henryeta kłamie, a Zbigniew mówi prawdę. Przez swą niedyskrecyę zasłużyłeś na to, żeby zbudzić w swym przyjacielu taką gruboskórną brutalność. Wierzaj mi, słuchaj mądrych słów Stendhala: niechciej nigdy wiedzieć, co twoja kochanka czyni w twej nieobecności.
Mea culpa! — rzekł Dantyszek — zgrzeszyłem isto-