Strona:PL Lange - Stypa.djvu/177

Ta strona została przepisana.

nów. Widzę, biedny panie Molten, że winę wszystką widzisz na zewnątrz siebie, nie w sobie.
— Jakto? więc ja winien? więc ja zdradzałem z nią samego siebie? więc ja z nią uciekłem od siebie?
— Nie o to idzie, ale o to, czy pan rzeczywiście był z nią w harmonii, czy pan kiedy trafił na właściwy klawisz jej duszy, czyście byli unisono, czy wasze serca drżały na jeden dyapazon.
— Mój panie, ja się muzyki nie uczyłem, a małżeństwo to nie fortepian.
— Otóż to właśnie całe nieszczęście. Życie należy traktować jak koncert: jeżeli pan nie uchwyci melodyi, jeżeli pan fałszuje tony, jeżeli pan do swego duetu wybrał głos nieodpowiedni, to bardzo naturalne, że wyszła kocia muzyka, od której Helena uciekła na lepszy koncert. — Czy pan pracował nad swoją żoną? czy pan rozszerzał, rozwidniał jej duszę? czy pan z nią wchodził w jakąś komunię duchową? czy — jednem słowem — wytworzył pan jakąś spójnię pomiędzy nią a sobą?
— Terefere kuku... To są wszystko romanse, a małżeństwo to nie romans, panie; to solidny interes, w którym ja urządzam mieszkanie, kupuję suknie, kapelusze, perfumy, podwiązki aż po pas, a ona mi prowadzi gospodarstwo, żebym miał zupę nieprzypaloną, mięso dobrze usmarzone — i coś słodkiego na deser. A kiedy są dzieci, to niech baba dzieci pilnuje — i to jest wszystko. Przecież całe życie nie będę z nią spacerował przy księżycu.
— Oskarżony przyznał się do winy. Żona jego tak się z nim znudziła, że musiała od niego uciec. To jedno. A teraz drugie. Towarzystwo współdzielcze uwo-