rzec — kochała mnie. Byłem już nawet gotów się z nią żenić. Rozmawialiśmy często o jej przeszłości. Wspominała swoje dzieciństwo, pokazywała mi swe fotografie i portrety z dawniejszych czasów. Śród portretów był jeden, który ją przedstawiał jako dziewczynę szesnastoletnią, różę, rozkwitającą śród jakiejś łąki mistycznej, zjawienie nieporównane mocy bożej, które trwało na ziemi jedno mgnienie — i zniknęło — i zapadło się w otchłań bezdenną przeszłości. Moja pani sama sobie stworzyła niebezpieczną rywalkę; samą siebie wywołała z nicości — tę, którą ona była niegdyś — i ta czarodziejka znikniona, którą w snach swoich ucieleśniałem, którą kochałem i pieściłem — ta nieistniejąca istota widziadlana usunęła mi w cień żywą osobę, która mnie kochała. Ale ja kochałem inną i czułem, że ta żywa istota jest tylko schematem mojej miłości... I rozeszliśmy się — i znów na ziemi byłem sam. Już nie spotkałem nigdy tej, która była, a tę, która jest, pożegnałem dobrowolnie.
Po pewnym czasie znowu się zająłem istotą niewieścią, w sposób nie mniej dziwny. Bywałem u znajomych, państwa N., którzy mieli córkę dziesięcioletnią. Ze wszystkich stworzeń płci białej — ta mnie interesowała najwięcej. Były w tem dziecku niepojęte głębie, niby wróżba jej przyszłej mocy anielskiej. Zaczarowana królewna — istota z baśni — geniusz uczucia i geniusz wdzięku. Odczuwała we mnie w sposób nieokreślony jakąś nieokreśloną tęsknotę ku sobie, tęsknotę za jakąś nieokreśloną rzeczą, której zapewne sam bym nie określił. A ja? Czyli można użyć w tym wypadku tego wyrazu? Tak, kochałem ją, ale znów była to dziwna, nierealna miłość; kochałem
Strona:PL Lange - Stypa.djvu/189
Ta strona została przepisana.