rzałem wam opowiedzieć jedną, swoją historyę o pewnej słodkiej istocie, którą widziałem nader krótko, ale która jako cień nawiedzała moje sny, gdym błądził nad oceanem zdaleka od niej. I pomimo, że nas dzieliły i góry i rzeki — byłem z nią w ciągłej komunikacyi i nieomylnie wiedziałem zawsze, gdzie ona jest i co robi; a z jej listów — przekonałem się, że i ona również doskonale wie zawsze, jaki jest stan moich uczuć i myśli. — Oddziaływanie na odległość istot, które ze sobą sympatyzują, jest to dla mnie rzecz niewątpliwa i niezaprzeczona.
— Opowiedz‑że tę historyę — zawołał Dantyszek. — Robisz nam oskomę. Przygotowujesz nasz do wielkiej sprawy i milczysz, cicha wodo! Wiemy o tobie, żeś zawsze był sentymentalny i że nie zawsze romansowałeś z cieniami; mógłbyś nam więc niejedno opowiedzieć. A tymczasem dzisiaj milczysz, jak zaklęty.
— Zamierzam kiedyś całą moją historyę sentymentalną opowiedzieć wam, mili przyjaciele, ale byłaby to powieść zbyt długa na dzisiejszy wieczór, gdyż zwrócę wam uwagę, że jest już piąta nad ranem — i że istotnie gadaliśmy dziś bez przerwy, pracowicie i gorliwie.
— Miałeś też nam powiedzieć historyę pod nazwą: Jej imię.
— I to odkładam na przyszłość.
— Widać, że cień stoi przy tobie i usta ci zamyka. Któż więc jeszcze ma co do powiedzenia w sprawie walki Stycznia o swobodę człowieka od praw natury i społeczności.
— Ja! — odezwał się doktór — na co jednomyślnie wszyscy przystali.