Strona:PL Lange - Stypa.djvu/29

Ta strona została przepisana.

śpiewać jakby żartobliwa pieśń Mozartowska, pełna uśmiechów i figlarności; słychać było w pogwarze klawiszów niby pocałunki, pieszczoty, uściski; świszczały lekkie grociki Amora. Potem zaszumiały gaje oliwne, szemrał strumień leśny, zadzwoniły dzwonki owieczek; to w tony muzyki zaklęta idylla Teokryta. I znów się zmienił motyw; w dźwięki spokojnej sielanki przenikała lekka tęsknota, osnuta na naiwnej melodyi Laury i Filona. Melancholia rosła: mgły osyaniczne spływały na ziemię; Malwina oczekiwała powrotu Fingala. I coraz głębsza żałość ogarniała aurę symfonii; echa klątw i obłędu Gustawa, preludyów Szopenowskich, marszów żałobnych — tryskały z pod palców Stycznia, jak ulewny I na nowo zabrzmiała wrzawa tryumfującego Fauna, deszcz pereł — i wszystko się rozlewało w bezdennym smutku jednej melodyi, niby na motyw: Smutno niańki mi śpiewały! To znów, zda się, Bethoven zagrzmiał jakąś fugą szaloną, rzekłbyś, struny pękną w nieogarnionej żądzy strasznego płomienia. Wichry huczały, bór zielony szumiał, wodospad iskrzył się barwami tęczy. Faun szalał — i upojony winem ognistem rzucał się w nieskończony pląs bakchiczny z korowodem białoróżowych nimf... Furya najwyższa wydobywała się z białych zębów fortepianu; i naraz słyszeć się dał niby płacz dziecięcy: to płakał Amor, albowiem szalone Menady, poraniły jego ciałko dziecinne i uśmiechy jego zatruły swym obłędem... ale wnet tryumf się załamał: szał upojenia, weselny tan zakończył się straszliwym rykiem rozpaczy i rozczarowania. Gwałtowną burzą, pełną błyskawic i grzmotów — zamykał się ten fragment. A teraz słychać było cichy poszmer fali morza. Rzekłbyś cała ziemia oczekuje na jakąś