Strona:PL Lange - Stypa.djvu/30

Ta strona została przepisana.

zjawę świętą, a która nigdy się nie stanie — uroczystą, niemateryalną ciszę jął wyszeptywać fortepian. I naraz rozwinęła się szeroka unendliche Melodie, jakby Trystan i Isolda, w nieziemskiem upojeniu, gorąco, długo, bez granic — wyznawali sobie nawzajem uczucie, które nigdy przenigdy zaspokojonem nie będzie, a które nigdy przenigdy nie umrze, bo z obojgiem w nieśmiertelność popłynie...
Ten motyw ostateczny szczególnie udał się artyście: nieśmiertelność rozdzwoniła się w tonach wprost dotykalna, zjawiona...
Styczeń skończył. Chwilowo panowało głębokie milczenie. Wszyscy byli pod dwoistem wrażeniem — i samej muzyki — i wspomnień o zmarłym. Każdy czuł, że wszelkie słowo powiedziane teraz — będzie słowem trywialnem. Ten i ów zamyślił się i westchnął.
Okolicz pierwszy oprzytomniał. Służba właśnie wniosła nowe potrawy, on zaś rozlewał w kieliszki Chambertin‘a, którego szkarłat promienił się z lekka od świateł gazowych na powale.
— Panowie, rzekł — nazwijmy rzecz po imieniu. Zamordowany został wielki artysta. Podnoszę ten kielich na pohybel najpiękniejszej kobiecie w Warszawie! Niech ginie Wanda, niech przepada!
Pereat! zawołano, a potem chórem już zaczęto ją wyklinać.
— Niech się jej twarz pokrzywi, jak od kwasu siarczanego!
— Niech ją zamkną w żelaznej masce, jak Rosaurę Montalboni!