Strona:PL Lange - Stypa.djvu/31

Ta strona została przepisana.

— Niechaj się zakocha bez wzajemności — (Ktoś szepnął: To niemożliwe).
— Niech jej postać się zgarbi, jak u łysogórskich czarownic!
— Niech jej włosy nagle osiwieją! Niech się zestarzeje w jednem oka mgnieniu.
— Niech jej automobil pęknie!
— Niech jej dusza wiekuiście płacze! (Ktoś dodał: Jeżeli ma duszę, o czem wątpię!)
— Kobieta nie ma duszy — zapewniał stanowczo doktór Lędźwiłł.
— Niech jej wszyscy zaprzysięgną wieczną nienawiść bez przebaczenia i łaski! — mówił znów Okolicz, co z kilku stron przyjęto aplauzem.
Ale wnet dały się słyszeć głosy protestu.
— Nie zgadzam się na to — rzekł Fredzio.
— I ja — dodał Tarło.
— I ja — przyłączyli głos adwokat Ugronowicz i Nawara.
Okolicz zresztą nie nastawał. Powiedział te groźne słowa dla figury retorycznej, ale cofnął je z równą łatwością. Okazało się, że choć wszyscy kochali Stefana, to jednak nikt nie miał w równej mierze nienawiści dla Wandy.
— O, mężczyzno — rzekł Karol — imię twoje Słabość. La haine est saintela haine élève mon âme! Ja wołam: Pereat!
— Proszę o głos — rzekł Fredzio. Wyłączam się z tej anathemy. Kochałem Stefana, ale zgódźcie się, że w materyi kobiet był to symplak, pierwotniak... Zginął z winy własnej! Jabym tam nie dał się opętać Wandzie.