Strona:PL Lange - Stypa.djvu/32

Ta strona została przepisana.

Ona by wiła się u nóg moich. (Oho! szepnął ktoś). — Słowo honoru! (odparł Fredzio na ten szept). Całowała by mnie po rękach. Trzeba w tych rzeczach być mocarzem, potentatem, a nie mazgajem, jak Stefan. Cóż on robił? Śpiewał, grał, wzdychał, płakał... Każde zdobywanie twierdzy wymaga odpowiedniej taktyki... On nie miał żadnej określonej linii... Przyglądałem się temu. Szedł na oślep. Walka — bo każda miłość jest przedewszystkiem walką — niemożliwa. Cóż tedy chcecie?
— Nie zupełnie stoję na stanowisku Wareckiego — odezwał się mecenas. Zdaje mi się, że ten proces należy rozważać inaczej. Słyszę tu oskarżenia z jednej strony Wandy, z drugiej — Stefana. Nie słyszę obrony. Pozwalam sobie stanąć w obronie podsądnej. Pytam, czy obie strony stały na gruncie prawnym — czy też uprawiały jakieś igrzysko hors de la loi! O ile znam Wandę — jest to osoba, która po przez tysiączne czyny półprawne — dąży do stanowiska prawnego. Sądzę, że należy ona do tych kobiet, które dopiero pod osłoną związku prawnego naruszają prawo. Tymczasowo jednak zapytam, czy zmarły nasz przyjaciel mógł być dla niej objektem stanowiska prawnego? Oczywista, nie. Jest to kobieta z rodziny zbankrutowanej, a która przybyła do Warszawy, aby szukać złotej klatki. Stefan nie mógł jej dać nic podobnego. Że o niej marzył, nic dziwnego: marzyło o niej wielu. Niczem się od nich wobec niej nie odróżniał. Że ulegał złudzeniom — nie jej wina. Że popełnił samobójstwo — czyż podobna czynić za to odpowiedzialnym kogokolwiek? Samobójstwo — to czyn bezwłasnowolny, półnieświadomy.