Strona:PL Lange - Stypa.djvu/36

Ta strona została przepisana.

śnie po najtrudniejszej; była to jego zasada równowagi. Wszyscy oczekiwali, co powie teraz Tarło: zapewne postawi jakieś żądanie, przerastające naturę i moc człowieka. Wszyscy tu przeszli już przez ogień i wodę, a choć pozornie żaden z nas nie ześrodkował swych myśli w kobiecie — to jednak wszyscy na dnie dusz ukrywali jakąś zadawnioną rankę. Ogólnie też byliśmy raczej rozgoryczeni przeciw płci białej, a dzień dzisiejszy — dzień pogrzebu Stefana, zachowanie się Wandy w czasie uroczystości żałobnej — wszystko to sprawiło, że te zabliźnione ranki na nowo odżyły...
— Panowie — mówił Tarło — daleko już jestem od tych lat, kiedy mnie poruszała istota kobieca. Dawno już wyszedłem poza nią i mogę na nią się patrzyć jako na żywioł nieświadomy, którego szataństwo czy anielstwo jest dla mnie zjawiskiem niezależnem od woli człowieczej. Staram się tę rzecz rozważać jaknajmniej osobiście. Nazwijcie ten pogląd nieludzkim: przystaję. Tylko na pozaludzkiem stanowisku zrozumiemy rzeczy ludzkie. Żałuję Stefana jako przyjaciela, oceniam go jako fenomen. Samobójstwo jego jest dla nas rzeczą bolesną, ale w danym wypadku doszedł on do tego kresu, na którym było to jedyną możliwą manifestacyą jego duszy. Można śmiało powiedzieć, że Stefan po całym szeregu błędów, jakie popełnił, tym ostatnim gestem wykonał swój rzeczywisty obowiązek. Podobnież zachowanie się Wandy było od początku do końca zgodne z jej przeznaczeniem. Syrena lub Cyrce, wcielona samica, nie odpowiedzialna za swoje zbrodnie — szła i dalej kroczyć będzie po trupach i nieszczęściach, których grozy wcale nie odczuwa. Raz na zawsze usuńmy ze sprawy miło-