— W owych czasach, „gdym ostatniego cekina postradał“, miałem śród różnych pomysłów rozpaczliwych i ten, aby się ożenić! Zamiary swoje skierowałem ku jednej bogatej i bezdzietnej wdowie, którą znałem z dawnych czasów, kiedy jeszcze żył jej małżonek. Pani Florentyna była nader miłą osobą, na oko zdawała się bardzo dobrą, gotówki miała dosyć, przynajmniej na parę lat dla mnie. Nie mogę powiedzieć, abym ją kochał szalenie, ale miałem dla niej dużo sympatyi, pewnego rodzaju faible, bo mię niekiedy wybornie bawiła. Ja też jej się podobałem, gdyż miałem dosyć dużą wprawę w tej sztuce i układy dochodziły już do tego stopnia, kiedy człowiek zatraca poczucie własnej śmieszności i przystaje na wszystkie najgłupsze ceremonie, przez które przejść należy, aby uzyskać prawo korzystania z grosza wdowiego. Moja wdowa zachowała pewien rodzaj śmiechu, który jej pozostał z lat dziewiczych i zapewne był to śmiech w swoim czasie nader czarujący, ale wtedy, kiedym się do niej zbliżył, wyglądał już nieco na plagiat. Moja ubóstwiana naśladowała sama siebie. Wyznaję, że mnie to nieco drażniło, choć trudno swojej narzeczonej powiedzieć, aby się nie śmiała, bo się śmieje nieładnie i za wiele. Wolałem też, kiedy bywała smutna i żałosna, bo to
Strona:PL Lange - Stypa.djvu/51
Ta strona została przepisana.