Strona:PL Lange - Stypa.djvu/59

Ta strona została przepisana.

w rozmaitych układach, na sto dwadzieścia sposobów. Kochałem jej imię — co, mówiąc nawiasem, naraziło mnie na pewien mały konflikt z trzecią osobą. Przypomnijcie mi, to wam później opowiem tę historyę, która mogłaby nosić tytuł: „Jej imię“. Teraz inną mam sprawę na myśli. Irena była to młoda wdowa, która od czasu do czasu przyjeżdżała do Warszawy na parę miesięcy. Dom jej był nader miły — i wiele osób można tam było spotkać, zwłaszcza ze świata artystycznego. Nie będę opowiadał, jak i kiedy stało się, że Irena została moją kochanką; dość, że stało się tak i mogę śmiało powiedzieć, że w tem „królestwie grzechu“, jak ona to zwała, byłem nad wyraz szczęśliwy. Była harmonia między nami obojgiem, a nadto, co rzadziej się zdarza, a co może jest najważniejsze — pomiędzy nami a losem. Los — jakgdyby na posłuchu — zdawał się samoistnie wszystkie przeszkody z przed naszych nóg usuwać. I tak naprz. w dziwny sposób nasza miłość była przez długi czas zupełną tajemnicą dla świata — i dopiero po upadku naszego królestwa pogłoska o tem się rozeszła. — Była to kobieta, bądź jak bądź, wyjątkowa — i mogła dać dużo szczęścia, gdyby nie... Proszę cię, Fredziu, nalej mi jeszcze kieliszek tej Hegyalyi... Miała ona cudowny uśmiech, a w oczach niezmierne głębie, niby zielone, niby niebieskie, czasem z odcieniem złotym, jakby słonecznym; głos miała, jak melodya na Angelus dzwoniąca, a w ruchach przypominała, rzekłbyś, łasicę... Ręce miała cudne, biało­‑różowe, o podłużnych, delikatnych palcach, jakie się widuje na seansach spirytystów. Ręka jest wyrazem zewnętrznym duszy... Ubierała się ze smakiem i szlachetnie: lubiła mianowicie jeden kolor