Strona:PL Lange - Stypa.djvu/62

Ta strona została przepisana.

jem przewrót. Czułem się zepchnięty z jakiejś linii, z mojej linii... Coś się stało czy też coś się stanie, ale co? nie wiedziałem.... Tymczasem upadł deszcz malaryczny, jesienny, pełen jakiejś bezgranicznej nudy i trwogi... W takiem też malarycznem usposobieniu wróciłem do domu. Żyłem teraz przez cały tydzień jakby podwójnem życiem: na próbach teatralnych byłem zajęty sztuką, ale dusza moja krążyła po Burzanach... Śród tej markocizny noce miałem bezsenne i nagle na trzeci — czwarty dzień — nie pamiętam, jak, skąd i dlaczego — wypłynęła mi z ciemnego kąta mego pokoju widziadlana postać nieznajomego, który jechał z Ireną. Piękny był i uśmiechał się do mnie ironicznie. Przerażająco rozwinęła mi się w oczach ta wizya — tak prawdziwa i prawdopodobna!... Piekło zawrzało w mej duszy — jakieś sępie pazury szarpały mi serce — mózg mi pękał — paliło mi się w głowie, ażem chciał mózg sobie wyrwać i precz odrzucić to narzędzie męki. Próżno mówiłem sobie, że to urojenie; że to nie ma sensu; że to podłość z mojej strony mieć takie myśli i zwidzenia. Postać wracała — uparta, przemożna, drwiąca. Przypomniałem sobie podobne zdarzenie własne — i analogia mnie udręczała. O, Stendhal! Boże, co się stać mogło między Warszawą a Lublinem, w samotnym przedziale kolei żelaznej, między północą a siódmą rano! Widzenie — męka! Pierwszy — niespodziewany dla mnie samego potworny zaród uczucia zazdrości! Tak, zazdrości o jakieś nieokreślone i niewidzialne niebezpieczeństwo. Biada temu, kto raz na tę drogę wstąpił. Stacza się wciąż po pochyłości w dół... Nazajutrz miałem od niej list — tkliwy, prosty, wesoły, który mię chwilowo uspokoił, ale wnet się nowe podejrzenia naro-