Strona:PL Lange - Stypa.djvu/65

Ta strona została przepisana.

losu do mnie. Cala istota Ireny — cała jej, niedokładnie znana mi, przeszłość ukazała mi się teraz w cale innem, posępnem świetle. Każdy jej ruch — każdy błysk oczu — każde słowo zdawało mi się kłamstwem...
Byłem w ciągłej niezgodzie sam ze sobą. Kłamałem również, kłamałem bez przerwy; czułem się spodlony i skarlały. Chwalże ty, Dantyszku, kłamstwo, ale znajdź mi takie kłamstwo, które byłoby zemną w zgodzie, abym był szczęśliwy z tego kłamstwa. Pozostałem — byłem dalej jej kochankiem — ale trucizna zwątpienia prześladowała mię bez końca — trawiła mnie i przenikała każdy moment mego życia. W duszy zrywałem z nią codzień, ale codzień powracałem i codzień stosunek nasz był jadowitszy. Ona zaś była zbyt przenikliwą i, jak sądzę, zbyt odczuwała moje podejrzenia, by nie reagować. Dobrze rozumiała istotę mojej goryczy i umęczenia. Moja nierównowaga wyrażała się u niej jakimś nastrojem pół histerycznym; powiedziałbym, że ją męczyła ta okropna tajemnica. Z lada powodu teraz powstawały między nami spory i wprost kłótnie, a niepowodzenie mojej sztuki Symposion, która zresztą po pięciu latach wznowiona, zdobyła sobie wielkie uznanie — owóż to niepowodzenie było dla niej źródłem ironicznych, a bolesnych dla mojej miłości, własnej — uwag. Sprawiało jej przyjemność, gdy mi dokuczała, aż raz, w momencie wielkiej histeryi gniewu — powiedziała mi ze śmiechem, żem odgadł prawdę; że z tym nieznajomym... Słowem potwierdziła mi wszystko.
Rzecz dziwna! Kiedy mi to powiedziała, zawołałem mimowoli: kłamiesz! Ale był to koniec. Bez pożegnania prawie wyjechałem do Szwajcaryi, aby zapomnieć... Ściśle biorąc, zapomniałem, ale marzenia, choćby umarły,