żem ją zaczął całować a całować, a ona wpiła mi się w usta z takim żarem, że jeszcze bardziej ogień mój podsycała i czułem razem, jak łzami oblewała mi twarz: płakała ze wzruszenia, z upojenia, z jakiegoś nieświadomego przeczucia edenu, do którego wyrywała się jej dusza, niby wołając: Idźmy tam, po za te wrota, gdzie kwitną róże płomienne! I zakwitła ta róża, jak ogień piekielny, gorejący w ogrodach raju. Stało się... Tak, stało się coś, co już się nigdy więcej nie miało powtórzyć... Rozkosz tej jednej chwili — bo to wszystko razem najwyżej trwało dziesięć minut — nie da się z niczem na ziemi porównać, z niczem, czego doznałem później i czego doznam — raczej nie doznam — do końca życia... Może gdzie w niebie takich wrażeń doznają cherubiny, może gdzie na innych planetach bywa takie zjawisko... Na ziemi — pewno — nie!... Kiedy się z omdleń przebudziła dziewczyna, zaczęła płakać cichutko i żałośnie, jakby sobie uświadamiała nagle istotę popełnionego czynu. (Punkt widzenia — społeczny). Ale w samym tym płaczu jej była jakaś radość uroczysta, jakby przeważało w nim szczęście, że przeznaczenie się spełniło. Pocieszałem ją, jak mogłem, ale ona łkała wciąż i szeptała sama do siebie: Jawa — Sumatra — Borneo — Celebes... nie rozumiem, dlaczego? Przypuszczam, że powtarzała sobie lekcyę z geografii lub coś podobnego. Ubrała się co rychlej.... Jeszcze pocałunek: Borneo — Celebes!.. i znikła, jak łania spłoszona. Był sam czas, bo ledwie weszła w kurytarz, dało się słyszeć wołanie: Zosia! — To mama. W parę minut potem i ja opuściłem zaklęty ogród purpurowych róż milczenia i pocałunków. Jeszcze na moment drzwi się otwarły, jeszcze się wychyliła główka dziewczyny — i rę-
Strona:PL Lange - Stypa.djvu/73
Ta strona została przepisana.