Bo jak mi nie powiesz,
To nie będę wiedzieć.
I gdybyś jakiej Kachnie, lub Marynie zaczął gadać: poniedziałek, wtorek, środa — to wątpię, czyby się od razu domyśliła, o co chodzi.
— I ja też nie uważam tego za principium ogólne — rzekł Dantyszek. Bo choć milczenie jest dla mnie duszą wszechrzeczy, to jednak i milczenie ma swoją muzykę, a nawet da się wyrazić w melodyi. — Zdarzenie, które wam opowiedziałem, było cudem. Później zdarzały mi się różne przygody, ale tu już musiałem używać patetycznej retoryki, wylewać łzy gorące, wzruszać, grozić samobójstwem — słowem świadomie wykłamywać to, co wówczas zeszło na mnie, jakby we śnie.
— Powieść bezwarunkowo byłaby piękną — rzekł Henryk — gdyby we wszystkich szczegółach była istotną. Dantyszkowi podobało się nazwać tę przygodę — historyą miłosną. Owóż dla mnie przedewszystkiem jest wątpliwe, czy to była miłość. Nazwij to sobie, jak chcesz, byle nie miłością. Miłość innemi kroczy drogami.
— Dlaczego? Wszystko, co tylko określa się jako element miłości zawarło mi się w tych dziesięciu minutach. Olśnienie — zdumienie — zachwyt — dreszcz — zjednoczenie serc marzeń — pragnień. — Cała symfonia. — Wreszcie finale. Ja nietylko uważam ten moment za miłość, ale poprostu za jedyną moją miłość w życiu — niekłamaną i szczerą. Czyż to idzie o czas? o ilość godzin — dni — miesięcy? Zapewniam cię, że gdybyś był zerwał z Ireną wcześniej, uważając pewnego dnia, żeś już wszystko wyczerpał, to byście oboje mieli daleko słodsze wspomnienia.