Strona:PL Lange - Stypa.djvu/80

Ta strona została przepisana.

wadziła mnie ku łóżku, gdzie leżała półuśpiona młoda dziewczyna lat może szesnastu, bardzo ładna — mówiąc nawiasem, świeża jak młoda brzoskwinia i zarumieniona gorączką; zresztą zupełnie do matki nie podobna. — Zbadałem panienkę, przekonałem się, że niema nic niebezpiecznego. Była to zwykła angina, zapisałem jej chinozol. Uspokoiłem damę z pod N­‑ru 22; zapewniłem, że w razie potrzeby jeszcze przyjdę. Zwinnie prześlizgnąłem papierek niebieski z jej ręki do swojej — ukłoniłem się i ruszyłem ku drzwiom. Naraz czarno ubrana dama zatrzymuje mnie i powiada: — Widzę, że pan doktór ma krótką pamięć. — Byłem nieco zdumiony i zakłopotany.
— Istotnie — przyznam się pani... (Czego ta baba chce odemnie? — myślałem w duchu). Ależ najwyborniej sobie przypominam... Naturalnie — jakże mi miło — po tylu latach (Kto to może być?). — Awięc pan mnie poznał — i że też pan nawet nie wspomniał. — Oczywiście, ale proszę pani, te warunki tak wyjątkowe — i ta melancholia... — O, pewnie, że to miłe spojrzenie w przeszłość — dziś może budzić jeno melancholię. — Tak, tak! Rzeczy niepowrotne, niestety, co minęło, to już nie powraca! — O, jak to pięknie pan doktór powiedział! Znów pan mi w oczach stanął, jak tam — wtedy — nad srebrną wodą, w czasie świąt... — Nad wodą — tak — przypominam sobie. Wzruszający obraz lat młodzieńczych. Te brzóz kilka, ten bieg wody, jak mi wiele przypomina! (zacząłem lirykę, czekając dalszego ciągu). — Tak to zdaje się dawno a tak niedawno! Jakby wczoraj! A przecież jak się rozchodzą drogi ludzkie. Ja potem — wie pan, o czem mówię — potem, co tośmy byli tacy szczęśliwi — tak marzyli, tak płakali, tak żałowali tego grzechu (mówiła