szeptem) — pamięta pan!... ja potem wyszłam za mąż na Ukrainę — mieszkaliśmy w osadzie cukrowniczej: mąż mój był tam za chemika. Bardzo porządny człowiek — poczciwy z kościami — to też byłam do niego bardzo przywiązana.... Ale to co innego, a co innego wtedy — wie pan! Nikt nie umiał tak ładnie mówić o tem wszystkiem. — Jestem prawdziwie wzruszony.... Tymczasem przyniesiono z apteki lekarstwo — zbliżyliśmy się oboje do chorej, którą zająłem się teraz już ponad normę honoraryum.
Zapewniałem tę panią, że jestem bardzo wzruszony; że wszystko sobie doskonale przypominam; że uważałbym sobie wieczór dzisiejszy za wyjątkowo szczęśliwy, gdyby nie ta smutna okoliczność, to chore dziecko i t. d. Poleciłem jej swojej usługi w dalszym ciągu; ona zaś podała mi z uśmiechem rękę — i, zdjąwszy okulary spojrzała na mnie pięknem, dużem, czarnem, fosforycznem okiem.... Coś mi przypomniało to spojrzenie! coś z dawnych lat! Napewno — napewno widziałem gdzieś te oczy! Właściwie należało ją zapytać, kto i skąd? Ale się krępowałem, przypuszczając, że jej może sprawi przykrość takie pytanie, które świadczy o mojej niepamięci. I z chwilą, gdym ujrzał te oczy — naraz mi jej głos zabrzmiał jakąś znajomą z dawnych lat melodyą.
Badałem później służącego o nazwisko Nr. 22, ale było to nazwisko męża, oczywiście zupełnie mi obce... Wróciłem do siebie — i czarne fosforyczne oczy zaczęły dręczyć moją pamięć... Ogarnęła mnie majacząca praca przypominania... Gdzieś ja te oczy widziałem — dawno już temu — jakieś obrazy przeszłości krążą koło nich, jak zapach perfum w pustym flakonie.... Kto to? Nad ranem
Strona:PL Lange - Stypa.djvu/81
Ta strona została przepisana.